środa, 13 czerwca 2018

Jeszcze z nikim dzisiaj nie rozmawiałam. Siedzę w domu i szukam pracy. Znajdowanie pracy na infolinii to była bułka z masłem w porównaniu do znalezienia jakiejkolwiek innej pracy biurowej. Wystarczy powiedzieć: chcę pracować. Proszę bardzo, praca dla Pani. Od kiedy chce Pani zacząć. W zasadzie to tylko call center wtedy się upewnia, czy chcesz u nich pracować i cieszą się, że jest ktoś taki. Ale teraz podjęłam decyzję, że wystarczy mi już takiej pracy w tym życiu. Żałuję, że moja odporność na stres nie jest zbyt wysoka i nie widzę szansy na zmianę, na próbowanie jakichś bardziej ambitnych zadań.

Ostatnio zauważyłam też, że w zasadzie jakikolwiek pomysł (co zrobić ciekawego) przyjdzie mi do głowy, od razu pojawia się myśl, to nie ma sensu. Bez sensu jest uczenie się angielskiego (bo i tak nie będę miała odwagi pracować w tym języku). Bez sensu jest próbowanie i podjęcie pracy, która będzie dla mnie wyzwaniem, bo i tak mnie z niej wyrzucą. Bez sensu jest przywiązywanie się do ludzi, bo i tak mnie porzucą. I bez sensu jest próbowanie kolejnych terapii, bo już tyle próbowałam i nic nie dało. Bez sensu jest sprzątanie bo za chwilę będzie bałagan. Bez sensu jest zadbanie o siebie (bo mam widoczne żyły) i tak nigdy nie będę ładna. W którymś momencie dostrzegłam, że to dotyczy niemal wszystkiego w moim życiu. Zaczęłam płakać i użalać się nad sobą. I pomyślałam musi być jakiś sens. Przecież chcę coś robić. Bez sensu jest też nic nie robić. Bo wtedy nic się zmienia. "Coś robię". To znaczy wstaję, jem, robię zakupy (jedzenie), przeglądam oferty. Idę na spotkanie w sprawie pracy.

Mam wrażenie, że dużo ludzi wokół jest przygnębionych, ale pewnie na nich się skupiam. Ze zdziwieniem zauważyłam ostatnio, że irytują mnie szczęśliwi ludzie. To było bardzo przykre sobie to uświadomić. A jeszcze z większym zdziwieniem przyjęłam uświadomienie sobie, że "nie lubię" jednej kobiety, tylko dlatego, że jej zazdroszczę. Wcześniej czułam, że jej zazdroszczę, ale tłumaczyłam swój brak sympatii sobie na różny sposób. Zresztą dostrzegam u niej też zazdrość w stosunku do mnie. Aż dziwne, że można mi czegoś zazdrościć. Chodzi o to, że jestem bardziej lubiana przez trenera, poświęca mi więcej uwagi. W każdym razie postanowiłam, ze zrobię coś na przekór (już tak próbowałam kiedyś) i zamiast się od niej odsuwać spróbuję ją poznać i zrozumieć. Podobno to jest dobry sposób. Czuję, ze jest.

Ostatnia moja obsesja, to jakby mój największy problem życiowy. Żyły. Masakra. Zawsze byłam żylasta, ale kiedyś nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu, a widoczność żył na moim ciele stała w miejscu. Rok temu wpadłam w panikę, kiedy zobaczyłam, że żyła na lewej nodze stała się bardziej widoczna. Uznałam, że wszystko idzie w kierunku żylaków. Byłam u kilku lekarzy. Czułam, ze traktują mnie jak wariatkę. Kupiłam książkę "Wylecz się sam". Przeorałam internet w temacie żył i żylaków (tak na przyszłość). I doszłam do wniosku, że tak naprawdę nic nie mogę zrobić. To znaczy coś mogę (witamina E, rajstopy itd.). Coś to daje, ale z wielu komentarzy wynika, że wyleczenie nie jest możliwe i nie ma jakiegoś cudu na zmniejszenie widoczności żył.

Spróbowałam więc w innym kierunku. Starałam się nie myśleć o tym zbyt dużo (zadałam sobie pytania metodą Sedona), rozmawiałam o tym z coachem, przerobiłam to w takiej tabelce z przekonaniami). A ponieważ ostatnio zachwyciłam się książką "Radykalne wybaczanie" więc i w ten sposób spróbowałam. Poczułam jakby coś drgnęło, ale przez chwilę. Nadal za dużo o tym myślę. A kiedy ktoś okazuje mi sympatię, to myślę, ale gdyby wiedział o żyłach...
Czuję się "lekko" zwariowana. Wstyd mi, że mam kompleksy jak nastolatka, a jestem dorosłą kobietą. Dobrze, że chociaż młodo wyglądam (hahahaha, wiem, jak wiele osób się tym łudzi; ale ja naprawdę młodo wyglądam!!!).

Pisanie przynosi mi ulgę. Papier wszystko przyjmie. Mogę wyrazić siebie po całości.
Tak bardzo brakuje mi ostatnio szczęścia, radości i akceptacji. Ale powinnam tez pamiętać o jednym sposobie, mianowicie o szybkim chodzeniu. Zauważyłam, że szybkie chodzenie (wymuszone, kiedy w ogóle mi się nie chce chodzić) bardzo poprawia mi nastrój. Wczoraj tak zrobiłam przed treningiem. Przeszłam niecałe 3 km szybkim krokiem. Poczułam się bardziej "normalna" i miałam chęć zamienić słowo z kimkolwiek. Nie wstydziłam się swojego nastroju i wszystko wyglądało w normie. Staram się choć trochę rozmawiać (nawet z obcymi). Bo niestety mam tendencję, żeby w ogóle wszystkiego unikać, kiedy jestem przygnębiona. Ludzie też mnie później unikają.

Poznałam ostatnio jedną osobę, która czuję, że mnie rozumie. Tak naprawdę rozumie. To mój trener. Ludzie uwielbiają z nim rozmawiać. Nie wypytuje, nie krytykuje. Pozwala być, wysłucha. Jest jak Ojciec, Godfather (hahaha, no nie aż taki straszny) dlatego, że jest ojcem, jakby dla wszystkich. Jest niezwykły nigdy nie znałam takiego człowieka. A z drugiej strony czuję, że on wszystkich wspiera, a sam jest niezwykle smutny i też potrzebuje wsparcia. Pierwszy raz mam taką sytuację. Pierwszy raz czuję, żeby mnie ktokolwiek wspierał. I to mnie bardzo mobilizuje, żeby dbać o siebie. Czuję, że mimo wszystko jestem dla niego ważna. Jako człowiek. Wstyd by mi było odpuścić. On się nie poddaje. Rozczarować, sprawić mu ból. Tego nie chcę. Także w miarę możliwości będę o siebie walczyć. Za chwilę poszukam kolejnych ofert pracy i zrobię swój ulubiony trening z Ewą Chodakowską:). Kochana kobieta. Jej energia jest boska. Uwielbiam jej energię i dobroć.

Jest 25.06. Zmieniam pracę:)

Jest 26.06., znowu zmieniam prace, ale tym razem sama decyduję. I od razu przechodzę do kolejnej;
mam nadzieję, że lepszej.
Pracuję jeszcze do końca czerwca. Takie dziwne uczucie. Długo się zbierałam, żeby odejść.
Nie było łatwo. Przywiązuję się do miejsc, ludzi, sytuacji.
Chyba, gdyby ktoś, a dokładnie przyjaciółka mi tego nie zorganizowała, nie odeszłabym tak po prostu.
Cieszę się, a wcześniej, kiedy sobie wyobrażałam, że odchodzę ryczałam jak bóbr. Nie mogłam się zebrać, żeby odejść, gdyż firma była w trudnej sytuacji. Teraz jest lepiej, tak to widzę.
Przynajmniej w pewnym stopniu. Być może moje odejście też ich trochę zmobilizowało.
  Co prawda sytuacja w firmie dołowała mnie od kilku miesięcy, atmosfera itp. A jednak czuję

piątek, 7 listopada 2014

- Czemu siedzisz przed komputerem, kiedy jesteś tym zmęczona.
- Bo czuję się samotna. Mam cichą nadzieję, że może nagle wyłoni się rozwiązanie. Ktoś do mnie napisze, otrzymam cudownego sms'a. Wiem, że to irracjonalne. Poza tym czuję się bardzo zmęczona.
- Bolą cię oczy od monitora. Może zamknij monitor i odpocznij.
- Zaraz to zrobię.
- Jesteś samotna mimo, że z Tobą rozmawiam i Cię wysłuchuję?
- Tak. Ale przecież Ty to ja...
- No racja. chociaż skoro okazuję Ci zrozumienie/ akceptację powinno być łatwiej.
- Może to nie jest akceptacja...
- Próbuję Cie zrozumieć, co mam jeszcze zrobić?
- Zaakceptować. Ale potrzebujesz najpierw zrozumieć więc jesteś na dobrej drodze.
- Wiesz tak sobie myślę, że życie jest cudowne...
- Dlaczego?
- Ponieważ możesz ciągle próbować. Możesz wyznaczać cele i je realizować. Jak fajnie było mi przeczytać posta,w którym opisałam to, że czuję się szczęśliwa. To było bardzo fajne uczucie. Takie przypomnienie.Naprawdę mogę być szczęśliwa. Po drugie, no właśnie to mogę:). To było co prawda kilka miesięcy temu - dokładnie kwiecień.
- Aha...Jak chcesz to powtórzyć?
-Myślę, że przez działanie. Ale dokładnie nie wiem jak. Wtedy treningi, a teraz hmmm...Teraz mam ciągle przypadkowe emocje. Czynię wysiłek, medytuję, afirmuję i są efekty, ale na krótko.
Jakoś ciągle przewiduję porażki i je ponoszę, ahh
- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę o narzekaniu?
- Taaaa, pamiętam. Powiedziałam, że nie dziwię się, że ludzie nie chcę ze mną rozmawiać, bo tracę ochotę, żeby ze sobą pisać kiedy jestem taka narzekająca. Musze zmienić temat, żeby odpocząć od siebie. Że też człowiek może być zmęczony sobą. Zastanawiam się kim tak naprawdę jestem. Raz czuję się złym człowiekiem... bo się złoszczę...
- ejjjj, miałaś zmienić temat
- Ok. Przepraszam. coś pozytywnego. Mam pracę i będę zarabiać. To już coś.
- No oczywiście!!! Wiem, że to nie jest praca Twoich marzeń, ale nie mówmy o tym.
- Co teraz jeszcze daje Ci radość?
- Treningi fitness, rozmowy z ludźmi. Na wartościowy temat:). Nie narzekające. Tak sobie przypomniałam o tym eksperymencie B. Tracy, żeby przez cały dzień mówić tylko tym czego się chce. Nawet jak coś jest nie tak to poruszać w rozmowach tę wersję chcianą.
- Próbowałaś?
- Tak, ale chyba zapomniałam jakoś w trakcie dnia i byłam sobą..;)
- Sobą, czyli kim? Uważasz, że z natury jesteś negatywna?
- Nie ale trochę, życie mnie zniszczyło.
- Jasne. Ty taka biedna ofiara, a obok oprawcy. Wróćmy do rzeczy.
- Później teraz trening. No dobra jeszcze chwila.
- Widzę, że rozmowa ze mną sprawia Ci przyjemność.
- Tak to prawda. Bardzo tęskniłam do takich głębokich rozmów. To takie cudowne uczucie, kiedy otwierasz swoje serce... hihihi Wiem, jak to brzmi, kiedy wyrażam się takimi zwrotami. To chyba jest z biblii, ale czasem jakoś myślę w ten sposób. No więc kiedy otwierasz serce ...  i masz przed kim.
- Ale przecież piszesz do siebie... hehe
- Miało być pozytywnie
- Jak to cudownie jest ze sobą pogadać. Serio:). Nie udaję w tym momencie pozytywnego myślenia. Zresztą czasem wk...mnie to "pozytywne myślenie". Nie wiem jak to wyrazić ...Absolutnie akceptuję zwrot konstruktywne, to jest takie bardziej prawdziwe.
- Czemu właściwie nie rozmawiasz z ludźmi, poza sobą, że tak się wyrażę?
 Jesteś człowiekiem, ale przydałyby Ci się kontakty z innymi ludzkimi istotami... hehe
- Rozmawiam.
- Taaa. W sklepie i w pracy, albo kiedy musisz.
- To też nie jest do końca prawda. Zdarza się i częściej. Teraz Ty jesteś niemiła...
- Przepraszam. Kontynułuj.
- Nie rozmawiam, bo się boję.
- Czego?
- Że mnie wyśmieją. Wtedy kiedy się boję, bo przecież nie zawsze.
- Ale bardzo często.
- No niestety. Jestem masakrycznie nieśmiała
- I miałaś ciężkie dzieciństwo
- Żebyś wiedziała! Przecież wiesz...
- Nikt Cię nie gwałcił, miałaś co jeść. rodzice dbali jak mogli, a że niewiele mogli hehehe
"Nie stać nas na to". nie stać na tamto. Na nic nas nie było stać. Ale do rzeczy.
- Jestem bardzo nieśmiała ale próbuję się zmienić.
- Co dokładnie robisz?
- Wychodzę rano na spacer codziennie (miałam dwa wyjątki, ale nie będę ich powtarzać, kiedy tego nie zrobiłam) i mówię do siebie kocham Cię. I nowe pozytywne przekonania np. " Jestem wolna mam prawo zmieniać moje życie", "Moje życie zależy ode
mnie, będzie takie jakim je urządzę"
- Z książki "Kurs szczęścia" Pawlikowskiej... Znam to. Nie sądzisz, że to brednie... Nie chcę Cię urazić, ale to jest taki bullshit
- Gówno prawda. To działa.
- Kiedy?
- Wtedy kiedy jestem w odpowiednim nastawieniu.
- Czyli jesteś szczęśliwa. Wtedy tego nie potrzebujesz.
- Nie tylko. Także po relaksacji. Przecież wiesz, że nie kłamię.
- Fakt nie umiesz kłamać.
-  Czy Ty dostrzegasz u mnie jakiekolwiek zalety?
- Tak. Umiesz ze sobą rozmawiać. Zawsze to jedna osoba do przodu. hihihih
- Złośliwiec. Idę na trening.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Minęła trzy lata odkąd napisałam pierwszy post i w sumie niewiele pisałam ale to nieistotne.
Tak się składa, że znowu szukam pracy:-), ach standard.
Nigdy nie spodziewałam, że kiedyś wyjdę na prostą.
Ale jednak sporo robiłam i na szczęście NAPRAWDĘ sporo się zmieniło.

Ćwiczę prawie codziennie fitness. Tak z Chodakowską. Jest super!!!
Okazuje się, że mogę nie mieć depresji i że jestem atrakcyjna kobietą. Podobam się!! A mężczyźni przepuszczają mnie pierwszą w drzwiach.
Ja kopciuszek, kopciuch stałam, ale bardziej chyba bywam księżniczką.:-)
Naprawdę nie sądziłam, że kiedyś będę się tak dobrze czuć.

Walka ma sens. Cierpienie, nie wiem, chyba zależy jakie, ale warto przetrwać na pewno!
Odzyskałam wiarę w Boga. Wiarę, że Ten na górze jednak nade mną czuwa i moje poprzednie doświadczenia, pomogły mi przecież osiągnąć to co osiągnęłam.

Cieszę się życiem. Coraz częściej. Maluję paznokietki, noszę spódniczki po kilku latach przerwy!:-)
Jestem samotna, to się nie zmieniła, ale chyba (nigdy nie byłam w związku) kocham, a przynajmniej mam dla niego pozytywne, głębsze uczucia.
Jestem dzisiaj niewyspana, nie mam pracy i mam teraz łzy w oczach ale odczuwam wdzięczność, jak sobie pomyślę, jak wiele się zmieniło i jak dobrze jest w porównaniu do tego co było kiedyś.
Życie jest niesamowite!!:-)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Łukasz Jakubiak i nadzieja

Obejrzałam prawie wszystkie (nie są zresztą zbyt długie) odcinki programu Łukasza Jakóbiaka. Fajnie się ogląda ten program, przyjemny i ciekawy. Zastąpił mi Wojewódzkiego, którego regularnie oglądałam, a ostatnio jest wstrzymany.
 I tak sobie pomyślałam, czy rzeczywiście nie ma rzeczy niemożliwych? Ten Jakubiak nie jest jakiś przeinteligentny (pytania w porządku, acz przeciętne) i nawet nie jest szczególnie zabawny (choć często się uśmiecha i jest miły). Ale kreatywny rzeczywiście jest i z tym CV i 20 m2.
 Czy to wynika z odwagi jego? Chyba tak. Może też z tego, że wie czego chce.
Ja ciągle nie wiem. mam 26 lat, fajnie byłoby już wiedzieć, co się chce robić i odkryć swój talent ( jeśli oczywiście jest). Terapeuta mi radzi próbować różnych rzeczy i wtedy się dowiem, a więc próbuję.
  Czasem jestem wdzięczna terapeutom, czasem mam już ich serdecznie dość. Może dlatego, że za bardzo się uwieszam i próbuję dowiedzieć się wszystkiego od nich zamiast szukać, jak to się często mówi " w sobie", czy tez "głosu serca".
Nie wiem za bardzo jaki głos ma moje serce.
  Czytam ostatnio Eckhart Tolle'a. Sporo ciekawych rzeczy się dowiaduję. Jak to wszystko przemija, jak nie można się przywiązywać, jak sedno tkwi w "być tu i teraz", cholernie modne akceptowanie życia. W sumie modne i mądre, ale co z tego, skoro nie wiem jak to uczynić. Jak zaakceptować siebie, swoje zdolności, swoje osiągnięcia, swoje życie, swoją samotność, a przede wszystkim swoją złość.
 Ciągle jestem wkurwiona. Tak wk...na ze jest mi aż wstyd. W..na, ze nie mam pracy, że wyglądam jak wyglądam, że ciągle się boję, ze dla nikogo nie jestem ważna, że niczego nie osiągnę (na co wskazują moja aktualne osiągniecia i bezrobocie).
Czytam te wszystkie mądrości, poznaje filozofię buddyzmu (cudowna "JAK NIE BYĆ BUDDYSTĄ" Dzongsar Dzamjang Kjence) i stoje w msc wściekła, obserwując uwaznie swoja wściekłośc, zgodnie z mindfulness:). Koń by się uśmiał. Ja też czasem się śmieję z siebie.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Musiałam jednak odejść z pracy. Ale myślę, że jeszcze w moim wieku tak częste zmiany ujdą. Później już pewnie nie. Nie wiem do końca, co chcę robić, ale nie chcę chyba tkwić w jednym msc przez całe życie. Uwielbiam podróżować, ale nie wiem, czy mi się uda utrzymać gdzieś w fizycznej pracy, ale zobaczymy. Tymczasowo mam już inną dorywczą robotę. Czuję ulgę i czuję się bezpieczniej.

niedziela, 2 grudnia 2012

Zmiany


  I tak znowu minęło parę miesięcy. I okazuje się, że nie było wcale tak strasznie, jak przewidywałam. Co prawda nowa praca to ogromny stres, ale jest o wiele bardziej wymagająca (angielskiego chociażby), ciekawsza i jest sporo sympatycznych ludzi. Czuję się tam lubiana. Mam mobilizację do nauki i uczę się. Mam bardzo fajnego korepetytora.
  Spotykam się czasem z ludźmi z pracy, po pracy. Na początku to było niesamowite, bo w poprzedniej pracy byłam dziwaczką, czułam się, jak w molochu, a tutaj malutka firma, kameralnie.
Nie można powiedzieć, żeby zmieniło się wszystko, ale ale dla mnie zmieniło się naprawdę sporo. Nie muszę przynajmniej cierpieć.
 Chodzę do sanghi buddyjskiej z którą medytuję. Nadal mam trudności ze zbliżeniem się do ludzi, ale przynajmniej próbuję i oni też. Widzę, że wzbudzam pozytywne emocje:). Chciałabym szybciej się zmieniać, ale dostrzegam zmiany i czuję pewną satysfakcje. Kontynułuję też terapię, tzw zorientowaną na proces - były wcześniej przełomy jak dla mnie - teraz jest po prostu ciekawie i krok po kroku.
  I mimo, że sama nie wiem, czy wierzę w Boga, to trochę tęsknię do tego cudownego uczucie, kiedy wierzy się, że ktoś z góry, zawsze przy Tobie jest - modlę się czasem z wdzięczności, czasem z lęku do ...?, jakiejś istoty, która na pewno nad nami jest.