piątek, 26 sierpnia 2011

A-ha - Hunting High And Low - polecana muzyka - http://www.youtube.com/watch?v=mPAzwUhXnzs&feature=related

  Czas rzeczywiście szybko mija, jakoś nie czułam dotychczas potrzeby pisania. Dzisiaj chciałabym się zwierzyć i najbezpieczniej jest napisać. Umówiłam się na wizytę terapeutką, którą znalazłam przy pomocy znajomej z portalu. Ostatnio mam problemy ze złością, nie pamiętam czy już o tym pisałam. Zbyt słabą mam chyba umiejętność posługiwania się mindfulness (medytacja uważnośći), bo to byłaby dobra metoda, ale będę ćwiczyć.
Problemy o których pisałam z ludźmi, wciąż bez zmian. Dochodzą jeszcze do tego problemy z rodzicami.
Do mamy mamy taki niejednoznaczny stosunek - z jednej strony w miarę ciepła, wrażliwa kobieta, lubiana, z drugiej strony powiedziała mi, że kiedy byłam mała - czyli ok. 1 roku, miała ochotę mnie zabić (nie miała siły się mną opiekować, czwórka dzieci, mąż pijak, takie tam) - dlatego chyba trochę:) utożsamiam się z Anthony'm Soprano i serial mnie wciąga, czuję do niej złość, nic na to nie poradzę, mniejszą niż do ojca, ale jednak. Dziwią się, że nie chcę przyjeżdżać do domu, a ja nie chcę od nowa przeżywać tych emocji, a z drugiej strony czuję się w obowiązku, oni zaczynają się trochę starzeć, w każdym razie, dzieci właśnie ich opuściły, czują się samotni, a ja mam dwadzieścia parę lat.
Nie miałam siły iść na dodatkowe ważne zajęcia dziś, jutro też do pracy, ponieważ sama ustalam grafik, pomyślałam, że będę starać się pracować w niedzielę, żeby jednak chodzić w piątki wieczorem.
Ostatnio był demotywator, który mi się spodobał - największe tajemnice znasz tylko Ty i Bóg, czyli tylko Ty dla jasności, ostatnio modlę się czasem, czasem przynosi ulgę, mam wrażenie, że mówię do jakiejś kosmicznej siły, która ogarnia wszystko, rozumie także mnie, ona jedna.
Angielskiego uczę się regularnie, muszę się za to pochwalić, przynajmniej dość regularnie, czasem dwa dni przerwy. Nieregularnie medytuję - ostatnio zmęczenie pracą. Warsztaty teatralne - nie znalazłam regularnych wakacyjnych, teraz się zaczną, stęskniłam się, przyznaję.

wtorek, 19 lipca 2011

19.07.2011 czyli czas upływa, czyli - don't waste the time

Nie pisałam tyle czasu, bo czułam, że irytuje mnie, że tylko piszę, nie potrafię, nic nie robię bo nie wiem co chciałabym /powinnam zrobić. Ale doszłam do wniosku, że to pisanie swoich planów, mimo że nie podpisuję się nazwiskiem jest rzeczywiście mobilizujące. Tak naprawdę terapie powinnam zacząć już w kwietniu, a do tej pory nie znalazłam odpowiedniego miejsca (w polecanym wcześniej ośrodku - okres oczekiwania rok), jakoś tak szukam, jakbym chciała a nie mogła, czuję się ostatnio nikim, to mi bardzo utrudnia działanie, pracowałam po kilkanaście godzin, w niektóre dni, to dodaje swoje.
Ale z natury czuję się aktywistką i uwielbiam działać wtedy czuję się o wiele szczęśliwsza.
Tak więc moje plany to:
- w dni w które pracuje na popołudnia tj. jutro np. poświęcić co najmniej godzinę na szukanie ośrodka, w którym będę mogła się leczyć - tj. dzwonić, sprawdzać czy są wolne msc, ewentualnie od kiedy i umawiać wizyty
- utrzymać regularność w nauce języka - na razie mniej więcej się udaje - bywają przerwy 1-o, max. - 2-we
- ustalić szczegóły z reżyserką, co do warsztatów - też przedpołudniami
- sprawdzić plan wakacji, który opracowuje koleżanka (chyba jedziemy razem), ewentualnie inne oferty - to może w weekend. Na razie wystarczy, mi. A przy okazji link: http://www.youtube.com/watch?v=moE1WhlPBjo.

czwartek, 30 czerwca 2011

Nowy dzień

Dzisiaj się naprawdę wyspałam a to jest niezwykle rzadkie w moim przypadku. Postanowiłam przesiadywać mniej przed komputerem, (za wyjątkiem nauki angielskiego, codziennie staram się mieć kontakt z językiem) i kłaść się spać ok. 21:30 gdyż powinnam wstawać ok 05:30.
  W ubiegłym tygodniu byłam w końcu u lekarza, obiecałam mamie, a wcześniej wielokrotnie sobie, że w końcu to zrobię. Jutro mam badania podstawowe. Mam problem z żołądkiem i ciągłe biegunki. Trochę się obawiam, że to przez stres i nigdy tego nie wyleczę, ale badania na pewno się przydadzą.
   A jeśli chodzi o ludzi, to bez większych zmian - rozmawiam oczywiście w pracy, ale często jestem niesamowicie zestresowana jeśli to jest w obecności innych (tzn zbyt dużej liczby osób). I na przemian bywam niesamowicie zalękniona, po czym niesamowicie zezłoszczona. Muszę znaleźć te warsztaty, na razie mi się nie udało. Kurcze jest tyle do  zrobienia - powinnam iść na terapie dda, szukać intensywnie pracy - napisałam na razie CV (poprzedni szef był uroczy, a aktualne szefostwo wydaje się cierpieć na podwójną osobowość, rozdwojenie jaźni, czy jak to tam się mówi), warsztaty teatralne, medytacja, angielski itd. i w końcu niewiele robię. Muszę to wszystko zaplanować, może mniej o tym pisać.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

dzisiaj

 Postanowiłam zapisać się na letnie warsztaty teatralne wysłałam mile w tej sprawie, chodziłam do końca czerwca, ale właśnie się skończyły. Mnóstwo ludzi często w wywiadach w jakiś tam pisemkach  jak dużo im dały - pewności siebie itp. Ja je uwielbiam, dla mnie to jest niesamowita frajda, przypomina, że dorośli też mają prawo się bawić, że mogą to robić w taki interesujący sposób itd,. ale nie zauważyłam, żeby mi jakoś szczególnie pomogły, może nie potrzebnie rezygnowałam z tych zadań, które były dla mnie trudne.
 Wczoraj osoba, która dobrze mnie zna powiedziała mi zresztą nie pierwszy raz, że mnie w ogóle nie interesują ludzie, nie umiem ich słuchać, nie obchodzi mnie zwykłe życie, interesują mnie patologie i uszkodzone przypadki, które porównuję ze sobą i dodała, że tego nie można zmienić. Strasznie mnie to zdołowało, bo myślę że jest w tym sporo racji. Tzn, uważam że ludzie mnie interesują, lubię ich podglądać, chcę ich zrozumieć, ale oni mnie odbierają raczej inaczej, skoro tak twierdzą. Nie jestem pewna jak to dokładnie jest, na pewno jestem za bardzo skupiona na sobie, co mi strasznie utrudnia życie, pragnę nie myśleć o sobie i swoich problemach, ale nie potrafię. Może za dużo i niepotrzebnie analizuję, bo w sumie nic z tego nie wynika.
   Pouczę się trochę angielskiego, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Chociaż może powinnam wykorzystać moje zainteresowanie patologiami, jestem jego częścią, rozumiem je doskonale, może mogłabym jakoś pomóc im, sobie kiedyś. Żyję chyba zbyt dużo mrzonkami, działać, działać, działać, ale co mogę zrobić?
Spróbuję jutro.

niedziela, 26 czerwca 2011

Dzisiaj dobrze nie jest

Witam serdecznie wszystkich odwiedzających mój blog.

   Na początku parę słów o mnie i genezie moich problemów. Zresztą dalej też będzie o mnie;. Jestem młodą kobietą zmagającą się z lękami przed ludźmi.
   Skończyłam trzymiesięczną terapię grupową - 10 osób. Uczyliśmy się jak przełamywać lęk, aby móc żyć w społeczeństwie. Patrzę na siebie i na resztę grupy - mamy nadal kontakt i nie widzę rezultatów niestety, przynajmniej większych. Niby coś drgnęło - zaczęłam się więcej aktywizować w pracy, ale moje relacje z ludźmi są bardzo ubogie. Z jedyną koleżanką (która ma z kolei mnóstwo znajomych) często się ostatnio kłócimy, miałyśmy jechać razem na wakacje, nie wiem czy nie lepiej już jechać samej. Ale oprócz niej nie mam nikogo innego, więc jeżeli zerwę kontakty z nią poczuję się jeszcze bardzie samotna, ale czy można czuć się bardziej samotnym. Nie, no zawsze może być gorzej chyba.
    W zasadzie niemal zawsze w kontaktach z ludźmi się boję, zaczęłam wątpić w to czy będę mogła to kiedykolwiek naprawić. Nie jestem pewna, czy ludzie nie chcą się ze mną kontaktować z powodu mojego lęku bo ich męczy, z tego powodu, że jestem niesympatyczna, zbyt otwarcie mówię to co myślę (to dziwne połączenie, ale tak jest, mimo że się boję, nie potrafię nie wyrażać swojej dezaprobaty, czy krytykować).
   Wykonuję nudną pracę w dokumentacji, w międzyczasie staram się uczyć języka angielskiego, chodzę na różne warsztaty, kontaktuję się z rodzeństwem i ... czuję się najbardziej samotnym człowiekiem stąpającym po tej ziemi. Czy ja mogę to zmienić? Co mogłabym zrobić?
    Moje dzieciństwo to oczywiście standardowo w takich przypadkach mnóstwo patologii (ojciec alkoholik, agresywny pijak, mama - uległa i przez całe życie, żyjąca jak masochista) i szczypta złudzeń (Bóg) z których wyrosłam. Teraz żyję sobie bez cierpienia z dzieciństwa, a cierpię chyba bardziej niż w dzieciństwie.
    Zrozumiałam w tym momencie, że niesamowicie narzekam, a miałam się mobilizować do działania. Tylko ja naprawdę zrobiłabym coś, jeśli miałabym jakąś nadzieję, mam wrażenie, że już nie ma nadziei i chyba najbardziej denerwującą grupą ludzi na ziemi są dla mnie terapeuci, którzy ciągle się wymądrzają, jakby potrafili pomóc, mam wrażenie, że się oszukują, a pomóc nie potrafią.
   Ale ja nie chcę popadać w depresję kolejną, naprawdę. Mindfulness czyli medytacja uważności naprawdę jest skutecznym środkiem w walce z przytłaczającymi myślami, kiedy możesz na nie spojrzeć z boku. Ale jak mam żyć bez ludzi, czuję że dla nikogo nie jestem ważna. Kolejnego posta napiszę jak będę w lepszym stanie - dzisiaj czuję się na granicy śmierci i życia, tj. w zawiedzeniu ( nie traktować jak ostrzeżenie przed planowanym samobójstwem:).