poniedziałek, 10 grudnia 2012

Musiałam jednak odejść z pracy. Ale myślę, że jeszcze w moim wieku tak częste zmiany ujdą. Później już pewnie nie. Nie wiem do końca, co chcę robić, ale nie chcę chyba tkwić w jednym msc przez całe życie. Uwielbiam podróżować, ale nie wiem, czy mi się uda utrzymać gdzieś w fizycznej pracy, ale zobaczymy. Tymczasowo mam już inną dorywczą robotę. Czuję ulgę i czuję się bezpieczniej.

niedziela, 2 grudnia 2012

Zmiany


  I tak znowu minęło parę miesięcy. I okazuje się, że nie było wcale tak strasznie, jak przewidywałam. Co prawda nowa praca to ogromny stres, ale jest o wiele bardziej wymagająca (angielskiego chociażby), ciekawsza i jest sporo sympatycznych ludzi. Czuję się tam lubiana. Mam mobilizację do nauki i uczę się. Mam bardzo fajnego korepetytora.
  Spotykam się czasem z ludźmi z pracy, po pracy. Na początku to było niesamowite, bo w poprzedniej pracy byłam dziwaczką, czułam się, jak w molochu, a tutaj malutka firma, kameralnie.
Nie można powiedzieć, żeby zmieniło się wszystko, ale ale dla mnie zmieniło się naprawdę sporo. Nie muszę przynajmniej cierpieć.
 Chodzę do sanghi buddyjskiej z którą medytuję. Nadal mam trudności ze zbliżeniem się do ludzi, ale przynajmniej próbuję i oni też. Widzę, że wzbudzam pozytywne emocje:). Chciałabym szybciej się zmieniać, ale dostrzegam zmiany i czuję pewną satysfakcje. Kontynułuję też terapię, tzw zorientowaną na proces - były wcześniej przełomy jak dla mnie - teraz jest po prostu ciekawie i krok po kroku.
  I mimo, że sama nie wiem, czy wierzę w Boga, to trochę tęsknię do tego cudownego uczucie, kiedy wierzy się, że ktoś z góry, zawsze przy Tobie jest - modlę się czasem z wdzięczności, czasem z lęku do ...?, jakiejś istoty, która na pewno nad nami jest.