czwartek, 30 czerwca 2011

Nowy dzień

Dzisiaj się naprawdę wyspałam a to jest niezwykle rzadkie w moim przypadku. Postanowiłam przesiadywać mniej przed komputerem, (za wyjątkiem nauki angielskiego, codziennie staram się mieć kontakt z językiem) i kłaść się spać ok. 21:30 gdyż powinnam wstawać ok 05:30.
  W ubiegłym tygodniu byłam w końcu u lekarza, obiecałam mamie, a wcześniej wielokrotnie sobie, że w końcu to zrobię. Jutro mam badania podstawowe. Mam problem z żołądkiem i ciągłe biegunki. Trochę się obawiam, że to przez stres i nigdy tego nie wyleczę, ale badania na pewno się przydadzą.
   A jeśli chodzi o ludzi, to bez większych zmian - rozmawiam oczywiście w pracy, ale często jestem niesamowicie zestresowana jeśli to jest w obecności innych (tzn zbyt dużej liczby osób). I na przemian bywam niesamowicie zalękniona, po czym niesamowicie zezłoszczona. Muszę znaleźć te warsztaty, na razie mi się nie udało. Kurcze jest tyle do  zrobienia - powinnam iść na terapie dda, szukać intensywnie pracy - napisałam na razie CV (poprzedni szef był uroczy, a aktualne szefostwo wydaje się cierpieć na podwójną osobowość, rozdwojenie jaźni, czy jak to tam się mówi), warsztaty teatralne, medytacja, angielski itd. i w końcu niewiele robię. Muszę to wszystko zaplanować, może mniej o tym pisać.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

dzisiaj

 Postanowiłam zapisać się na letnie warsztaty teatralne wysłałam mile w tej sprawie, chodziłam do końca czerwca, ale właśnie się skończyły. Mnóstwo ludzi często w wywiadach w jakiś tam pisemkach  jak dużo im dały - pewności siebie itp. Ja je uwielbiam, dla mnie to jest niesamowita frajda, przypomina, że dorośli też mają prawo się bawić, że mogą to robić w taki interesujący sposób itd,. ale nie zauważyłam, żeby mi jakoś szczególnie pomogły, może nie potrzebnie rezygnowałam z tych zadań, które były dla mnie trudne.
 Wczoraj osoba, która dobrze mnie zna powiedziała mi zresztą nie pierwszy raz, że mnie w ogóle nie interesują ludzie, nie umiem ich słuchać, nie obchodzi mnie zwykłe życie, interesują mnie patologie i uszkodzone przypadki, które porównuję ze sobą i dodała, że tego nie można zmienić. Strasznie mnie to zdołowało, bo myślę że jest w tym sporo racji. Tzn, uważam że ludzie mnie interesują, lubię ich podglądać, chcę ich zrozumieć, ale oni mnie odbierają raczej inaczej, skoro tak twierdzą. Nie jestem pewna jak to dokładnie jest, na pewno jestem za bardzo skupiona na sobie, co mi strasznie utrudnia życie, pragnę nie myśleć o sobie i swoich problemach, ale nie potrafię. Może za dużo i niepotrzebnie analizuję, bo w sumie nic z tego nie wynika.
   Pouczę się trochę angielskiego, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Chociaż może powinnam wykorzystać moje zainteresowanie patologiami, jestem jego częścią, rozumiem je doskonale, może mogłabym jakoś pomóc im, sobie kiedyś. Żyję chyba zbyt dużo mrzonkami, działać, działać, działać, ale co mogę zrobić?
Spróbuję jutro.

niedziela, 26 czerwca 2011

Dzisiaj dobrze nie jest

Witam serdecznie wszystkich odwiedzających mój blog.

   Na początku parę słów o mnie i genezie moich problemów. Zresztą dalej też będzie o mnie;. Jestem młodą kobietą zmagającą się z lękami przed ludźmi.
   Skończyłam trzymiesięczną terapię grupową - 10 osób. Uczyliśmy się jak przełamywać lęk, aby móc żyć w społeczeństwie. Patrzę na siebie i na resztę grupy - mamy nadal kontakt i nie widzę rezultatów niestety, przynajmniej większych. Niby coś drgnęło - zaczęłam się więcej aktywizować w pracy, ale moje relacje z ludźmi są bardzo ubogie. Z jedyną koleżanką (która ma z kolei mnóstwo znajomych) często się ostatnio kłócimy, miałyśmy jechać razem na wakacje, nie wiem czy nie lepiej już jechać samej. Ale oprócz niej nie mam nikogo innego, więc jeżeli zerwę kontakty z nią poczuję się jeszcze bardzie samotna, ale czy można czuć się bardziej samotnym. Nie, no zawsze może być gorzej chyba.
    W zasadzie niemal zawsze w kontaktach z ludźmi się boję, zaczęłam wątpić w to czy będę mogła to kiedykolwiek naprawić. Nie jestem pewna, czy ludzie nie chcą się ze mną kontaktować z powodu mojego lęku bo ich męczy, z tego powodu, że jestem niesympatyczna, zbyt otwarcie mówię to co myślę (to dziwne połączenie, ale tak jest, mimo że się boję, nie potrafię nie wyrażać swojej dezaprobaty, czy krytykować).
   Wykonuję nudną pracę w dokumentacji, w międzyczasie staram się uczyć języka angielskiego, chodzę na różne warsztaty, kontaktuję się z rodzeństwem i ... czuję się najbardziej samotnym człowiekiem stąpającym po tej ziemi. Czy ja mogę to zmienić? Co mogłabym zrobić?
    Moje dzieciństwo to oczywiście standardowo w takich przypadkach mnóstwo patologii (ojciec alkoholik, agresywny pijak, mama - uległa i przez całe życie, żyjąca jak masochista) i szczypta złudzeń (Bóg) z których wyrosłam. Teraz żyję sobie bez cierpienia z dzieciństwa, a cierpię chyba bardziej niż w dzieciństwie.
    Zrozumiałam w tym momencie, że niesamowicie narzekam, a miałam się mobilizować do działania. Tylko ja naprawdę zrobiłabym coś, jeśli miałabym jakąś nadzieję, mam wrażenie, że już nie ma nadziei i chyba najbardziej denerwującą grupą ludzi na ziemi są dla mnie terapeuci, którzy ciągle się wymądrzają, jakby potrafili pomóc, mam wrażenie, że się oszukują, a pomóc nie potrafią.
   Ale ja nie chcę popadać w depresję kolejną, naprawdę. Mindfulness czyli medytacja uważności naprawdę jest skutecznym środkiem w walce z przytłaczającymi myślami, kiedy możesz na nie spojrzeć z boku. Ale jak mam żyć bez ludzi, czuję że dla nikogo nie jestem ważna. Kolejnego posta napiszę jak będę w lepszym stanie - dzisiaj czuję się na granicy śmierci i życia, tj. w zawiedzeniu ( nie traktować jak ostrzeżenie przed planowanym samobójstwem:).